sesje RPG
Forum przeznaczone do prowadzenia sesji RPG.

FAQ Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj
Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Szukaj

Troche klimatow "Star Warsowych"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum sesje RPG Strona Główna -> Twórczość forumowiczów
Autor Wiadomość
Vilfe




Dołączył: 25 Maj 2006
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Wto 0:00, 01 Sie 2006    Temat postu: Troche klimatow "Star Warsowych"

Kiedys , kiedys napisalem ten tekst dla swojego klanu Brothers of Darkness<BoD> w ktorym to gralem, w gre Jedi Academy po necie. Byl tam taki wymog ze kazdy mial napisac swoja historie umieszczona w realiach SW, wiec wypocilem takie o to "cus" Smile

----------------------------------------------------------------------------------------------

"Wszystkiego co naprawdę powinienem wiedzieć, nauczyłem się w dzieciństwie - o tym jak żyć, co robić, jak postępować, współżyć z innymi, patrzeć, odczuwać, myśleć, marzyć i wyobrażać sobie lepszy świat"

Pochodzę z Planety Glabar, na której mieszkają Ropthicianie o małym rozwoju technologicznym, żyjący w niedużych siedliskach i utrzymujący sporadyczne kontakty z innymi rasami z poza Planety.
Urodziłem się w roku Wilka, dlatego rodzice nadali mi imię Vilfearis, co oznacza Wilk Nocy w języku Ropthickim. Mój ojciec był człowiekiem, a matka Ropthicjanką i jako że na tej planecie ludzie byli rzadkością, a tym bardziej zawiązki z nimi, byli oni nielubiani i szykanowani przez tubylców. Mieszkaliśmy na farmie i odkąd pamiętam ojciec mówił mi, że dżemie we mnie wilka Moc i uczył mnie posługiwania się nią jak i jego uczyli mistrzowie w Akademii Jedi.
Gdy miałem osiem lat tubylcy dowiedzieli się, że mój ojciec posługuje się „magią” i zaczęli go obwiniać za wszystkie niewyjaśnione zdarzenia, takie jak narodziny dwugłowego cielęcia, albo susze trwającą dłużej niż zwykle, do tego nie polepszał sytuacji fakt ze byłem dzieckiem o nie typowej urodzie żeby nie powiedzieć odrażającej – czego można się spodziewać po krzyżówce człowieka i Ropthicjanina.
Pewnej nocy zbudziły mnie straszne hałasy, trzaski, krzyki, w stałem z łóżka i podszedłem do drzwi.
-Mamo! Mam…
Mym oczom ukazał się okropny widok w salonie był tłum ludzi z kijami, siekierami, widłami i pochodniami, który rzucał się na ojca odrzucającego ich mocą. W rogu matka wyrywała się dwóm napastnikom, którzy ja trzymali i bili.
-Vil uciekaj! – krzyczała ale zanim zdążyłem zareagować coś twardego uderzyło mnie w głowę i straciłem przytomność.
Jak się obudziłem leżałem na ziemi przygnieciony półka, nic nie widziałem i było mi duszno. Zacząłem krzyczeć „ Mamo, Tato!!!” ale nie przychodziła odpowiedź. Wyczołgałem się z pod półki, wszystko płonęło i wszędzie było dużo dymu, przez który ciężko się oddychało i szczypał w oczy. Nikogo nie było, zacząłem się rozglądać za rodzicami, matka leżała bezwładnie na stole z rozdartymi ubraniami, jej nogi zwisały ze stołu i ociekały krwią, ciało miała posiniaczone i wygięte nienaturalnie.
- Mamo, Mamo! Nic ci nie jest…? – zacząłem płakać i przez łzy wyduszałem z siebie kolejne słowa – Mamo, nie spij, obudź się, Mamo…- nie odpowiadała i nie reagowała, nie żyła. Zrobiło się strasznie gorąco, wszędzie był ogień, rozejrzałem się za ojcem… leżał, a raczej to, co z niego zostało tuż obok, zwymiotowałem. Zacząłem kaszleć i miałem mroczki przed oczami, musiałem coś zrobić zanim się spalę. Chwyciłem Mamę i zsunąłem ze stołu próbowałem ja wyciągnąć z domu, ale była za ciężka i ogień blokował mi wyjście. Przytuliłem się do matki i płakałem, nie wiem ile tak leżałem może tylko chwilkę, ale dla mnie ta chwila trwała wiecznie. Znów traciłem przytomność, wiec wstałem, zakręciło mi się w głowie i upadłem, ogień był już wszędzie i wiedziałem ze jak nie wyjdę stąd to spalę się żywcem. Przypomniałem sobie, czego mnie uczył Tata, skupiłem się i zebrałem moc, która ochroniła mnie przed ogniem i uciekłem.
Błąkałem się wiele dni po bezdrożach aż z braku sił i głodu upadłem i zemdlałem. Jak się obudziłem leżałem w łóżku, czysty i rozebrany ale to nie było moje łóżko i nie był mój pokój. Drzwi do pokoju otworzyły się z sykiem i wszedł jakiś mężczyzna.
-O wiedze, że się już obudziłeś.
-Kim jesteś?– wyksztusiłem z siebie.
-Hm zwyczajnym farmerem - jak się później okazało nie był on zwyczajnym farmerem.
-Co ja tu robię? Chcę stąd wyjść- próbowałem wstać, ale zakręciło mi się w głowie i opadłem na łóżko.
-Lepiej leż spokojnie musisz odzyskać siły.
-Jak długo tu jestem?
-Byłeś nieprzytomny ponad miesiąc.
Po chwili weszła do pokoju jakaś kobieta i troje dzieci starszych ode mnie, dwóch chłopców i dziewczynka.
-To jest moja żona i dzieci- przedstawił mi ich, ale już teraz nie pamiętam jak się nazywali to było tak dawno temu, w ich wzroku było coś dziwnego, wpatrywali się we mnie z takim dziwnym wyrazem twarzy.
Opiekowali się mną przez wiele dni, przynosili mi jedzenie, myli mnie i zmieniali mi ubranie i pościel, nie pamiętałem jak i dlaczego znalazłem się u farmerów aż pewnego dnia udało mi się wstać i stwierdziłem ze już mogę sam chodzić, podszedłem do lustra i zobaczyłem moją szkaradną twarz, pokryta wieloma bliznami od poparzeń, bez nosa, a raczej z dwiema dziurkami po nim i zdeformowanymi ustami, nad tym wszystkim wyróżniały się oczy bez źrenic o ognistym kolorze, wtedy się domyśliłem, dlaczego rodzina farmera się tak dziwnie na mnie patrzyła, lecz nie to było najgorsze, najgorsze było to, że przypomniałem sobie, co się stało ze mną i z moimi rodzicami, kim byłem i jak tu trafiłem. Wróciłem na łóżko i płakałem, przez wiele dni i nocy płakałem albo milczałem wpatrując się w jeden punkt, w tym czasie męczyła mnie myśl, „Dlaczego?” i rosło we mnie uczucie zemsty.
Mieszkałem u farmerów przez 8 lat, pomagałem im na farmie, wykorzystywali mnie do najcięższych prac, pracowałem od rana do nocy często padając z wyczerpania. Cała rodzina odnosiła się z pogardą do mnie z wyjątkiem farmera, który jako jedyny mnie nie obrażał i nie poniżał, nie mogłem znieść ich spojrzeń, więc owinąłem, swoją twarz szmatą tak żeby widać było tylko oczy. W wolnych chwilach ćwiczyłem używanie i kontrolowanie mocy, zrobiłem także miecz świetlny na podstawie tego, co mi ojciec opowiadał i ćwiczyłem się w walce mieczem wszystko po to by stać się na tyle potężnym żeby zemścić się na mordercach moich rodziców.
Pewnego ciepłego wieczoru przy kolacji synowie farmera zaczęli się ze mną droczyć:
- dzisiaj znowu zasłabłeś przy przerzucaniu obornika Brzydalu? –to było ich ulubione określenie na mnie jak chcieli mi dokuczyć (czyli zawsze).
- Bo Brzydal to słabiak jest hehehe – powiedział drugi.
- Brzydalu byłeś tak brzydki i słaby ze rodzice wyrzucili cię z domu, bo jak patrzyli na ciebie to im się niedobrze robiło- i tu obaj buchneli śmiechem. W tym momencie nie wytrzymałem, wstając szybkim ruchem ręki w ich stronę odepchnąłem ich telekinezą, po czym wyładowałem moc, smażyłem ich tak w szale wściekłości aż został z nich tylko popiół, biedny ojczulek stał zbyt blisko…
Gdy skończyłem dostałem drągiem w twarz, to była moja macocha, lecz nie udało się jej mnie ogłuszyć (hehe!). Chwyciłem ją za szyję i dusiłem – lata przerzucania obornika robi swoje – gdy usłyszałem szczęk miażdżonej szyi zobaczyłem kątem oka uciekającą siostre, wybiegłem za nią i przyciągnąłem ja mocą i złapałem.
- Co, kurwo? Myślisz, że tobie ujdzie na sucho …
- ależ Vil ja cię nigdy nie obrażałam i zawsze lubiłam…
- kłamiesz dziwko! – krzyknąłem przez zaciśnięte zęby.
- kłamałam, bo się bałam braci, w duchu zawsze cię …– uderzyłem ją - … błagam, nie zabijaj mnie mogę ci się przydać będę ci się oddawać, kiedy tylko zechcesz – zaciągnąłem ja do domu i rzuciłem na stół po czym zdarłem z niej ubranie i zgwałciłem (miał być opis ze szczegółami ale nie wiem jak wygląda sposób kopulowania Ropthician Wink ).
Po zaspokojeniu się chwyciłem ją za szyję i zacząłem dusić, na jej twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia i strachu.
- ale …? – wykrztusiła
- myślisz, że jestem tak głupi, że dam się nabrać na twoje marne sztuczki, widziałem cię jak oddawałaś się swoim braciom i komu się tylko dało, jesteś tylko zwykłą kurwą, GIŃ.
Po wszystkim ruszyłem w drogę szukać katów moich prawdziwych rodziców…

NADSZEDŁ CZAS ZEMSTY …


Sumienie jest czymś, co odróżnia nas od zwierząt. Zwierzęta, bowiem są niewolnikami instynktu: gdy są głodne – zabijają, gdy są syte – nie polują, a stada zwierząt pasą się bezpiecznie w ich bliskości. Tak, więc działanie zwierząt motywuje instynkt. Nie tak jest z sumieniem człowieka. Jest ono niczym SĘDZIA, który ocenia każdy Twój czyn, to raz chwaląc Cię, to znów wtrącając do ciemnicy lęku, niepokoju i wyrzutów sumienia. Tam oczekujesz na karę i potępienie.
Czy człowiek, jeśli nie posiada sumienia czy jest gorszy od zwierzęcia? …Czy jest potworem?...


Po całym zajściu byłem strasznie zmęczony, bolała mnie głowa i walczyły w mojej głowie dwa uczucia, poczucie winy i satysfakcja z różnym skutkiem, raz byłem zły na siebie za to, co zrobiłem, a zarazem byłem dziwnie podniecony i zadowolony. Trwało to przez kilka dni…
…Moją mieszankę, wahania uczuć przerwał widok wioski, tak to moja rodzinna wioska, pomyślałem „w końcu skończy się mój koszmar, śmierć moich rodziców będzie pomszczona”. Zrzuciłem z głowy szmatę był to ostatni raz, kiedy ktoś ujrzał moje oblicze i ruszyłem biegiem w stronę wioski, wbiegając do niej paliłem, ciołem mieczem wszystko i wszystkich tych, którzy nawinęli mi się pod miecz. Zabijałem mężczyzn, staruszków, kobiety i dzieci bez wyjątku, niektórzy błagali mnie o litość, ci, co mnie rozpoznali prosili o wybaczenie, co niektórzy próbowali ze mną walczyć, lecz „na nic groźby, na nic błagania i prośby śmierć wszystkim skurwysynom bez wyjątku!!!”. Ziemia wszędzie była pokryta krwią, chaty mieszkańców płonęły, tu i ówdzie leżały ciała i podcinane członki, ale ten widok mnie nie odstraszał, nie odrażał, a wręcz przeciwnie, napawał dumą, podniecał i pobudzał. Gdy już wybiłem wszystkich wciąż było mi mało, wciąż miałem uczucie, że to za niska cena za spowodowanie śmierci moich rodziców, ruszyłem dalej i tak wędrowałem z wioski do wioski aż w moim umyśle zrodziła się myśl, „Po co ich zabijać? Są słabi, są jak zwierzęta, a zwierzęta powinny służyć takim jak JA, takim, którzy są potężniejsi i inteligentniejsi, tacy, co mogą nimi odpowiednio pokierować”.
Poszedłem do władcy tamtejszego okręgu z myślą „będę miał w garści ich wodza będę miał cały naród”. Bez pardonu wszedłem do jego siedziby, oczywiście od razu chciał mnie wyrzucić, lecz jego strażnicy zamarli w bez ruchu.
-Czego chcesz, kim jesteś i kto cię tu wpuścił? – Krzyczał oburzony.
-Jam jest ten, któremu będziesz służył, który wyniesie twój naród nad wyżyny i spowoduje, że twoje państwo stanie się niepokonanym Imperium.
- Ha!ha!ha! i myślisz że ty tego dokonasz, głupi jes… - reszta słowa ugrzęzłam mu we krwi wypływającej z jego ust.
-Wasz władca właśnie dobrowolnie oddał mi władze czy są jakieś sprzeciwy – zwróciłem się do strażników i pozostałych osób na sali – Widzę, że nie.
Jako że nie byłem prawowitym spadkobiercą tronu trzeba było pospólstwo jakoś ułagodzić, sprzeciwy ze strony bardziej wpływowych ludzi karałem śmiercią i konfiskata majątków, który w połowie zagarniałem dla siebie, a resztę rozdawałem pospólstwu lub ważniejszym osobom w państwie tym zaskarbiając ich lojalność. Dzięki zgromadzonemu majątkowi zacząłem szkolić i uzbrajać armię. Państwa, narody, które nie chciały się dobrowolnie lub pod groźbami przyłączyć do mnie najeżdżałem moimi wojskami, które szybko stały się nie do pokonania i tak stworzyłem największe Imperium, jakie kiedykolwiek istniało na Glabar.

Wielkość to chwilowe przeżycie; nigdy nie jest trwała. W dużej mierze wynika z mitotwórczych skłonności wyobraźni rodzaju ludzkiego. Doświadczająca wielkości osoba musi być wyczulona na mit, który jej dotyczy. Musi odbijać padające na nią promienie. I musi mieć prawdziwą zdolność do autoironii. Tylko dzięki temu można nie być więźniem własnych uroszczeń. To ironia wobec siebie rodzi dystans, w którym można podejmować działania wobec siebie. Bez takich cech nawet chwilowa wielkość unicestwia człowieka.

Pewnego dnia, gdy ustalałem z moimi generałami plan ataku na kolejnych „buntowników” do pokoju sztabowego wszedł posłaniec.
- Pnie przybyło dwóch dziwnych ludzi i chcą się z panem natychmiast widzieć - gdy wypowiadał słowa drżał.
- Jeśli to posłańcy Gotfara to każ ich zabić, miał czas na ultimatum teraz go spodka zasłużona kara!
- Panie, to nie posłańcy od Gotfara, oni przybyli z gwiazd.
- To zastanawiające… przyjmę ich w sali tronowej.
Przeszedłem do sali tronowej uprzednio rozstawiając odpowiednio moją straż przyboczna. Do sali weszły dwie zakapturzone postacie ubrane w ciemne szaty, spowijała je dziwna aura mroku, od której przechodziły mnie ciarki. Domyśliłem się, że mają w sobie moc, wielką moc -„czyżby to byli ci Jedi, o których mi opowiadał ojciec?”. Zdjęli z głowy kaptury jeden z nich był całkowicie łysy, oczy miał nienaturalnego koloru, białka koloru piasku, źrenice minimalnie ciemniejsze, jego zachowanie i spojrzenie było spokojne, ruchy opanowane, patrząc na niego czułem jak mnie ogarnia spokój, ukojenie, bezpieczeństwo. Drugi zaś był jak by jego zupełnym przeciwieństwem, miał długie ciemne włosy sięgające do ramion, błękitne oczy, szramę na lewym policzku, jego ruchy były nerwowe, a z jego oczu biła wrogość, nienawiść i chęć zabijania.
- Witam, co was sprowadza do mojego Imperium? – powiedziałem. Na twarzy tego z długimi włosami pojawił się szyderczy uśmieszek.
- Witaj, przybyliśmy złożyć ci propozycje – powiedział Łysy, jego słowa brzmiały tak miło, kojąco wprowadzały mnie w stan błogości, nie chciałem tego przerywać wiec słuchałem dalej, co ma mi do powiedzenia – przyłącz się do nas a damy ci potęgę, jakiej nie zaznasz nigdy na tej marnej planetce.
- Po, co mi potęga skoro już jestem potężny i władam tą planetą i nikt mi się nie jest w stanie sprzeciwić?
- Panie mogę mu pokazać jak jest marna jego potęga wobec tej, jaką my władamy? – poweidział Długo Włosy.
- jeszcze nie teraz Kurt – uspokoił go Łysy.
- Ha!ha!ha! A czego żądacie w zamian za to, że się do was przyłącze?
- Twojego Imperium i całej tej planety.
Nie wytrzymałem „ te bubki myślą ze mogą przychodzić do mnie od tak i żądać żebym im oddał to, co sam stworzyłem”, wyciągnąłem w ich stronę rękę i zacząłem ich dusić mocą, o dziwo na Łysego nie podziałało, ale Długo Włosemu mina zrzedła. Moja straż od razu rzuciła się w ich stronę, Łysol spojrzał się tylko w ich stronę i wszystkich odrzucił z taką siłą, że, jak uderzali w ścianę skręcały im się karki i ginęli na miejscu. Widząc to rozwścieczyłem się jeszcze bardziej i z jeszcze większą siłą dusiłem Kurta, przez to unosząc go nad ziemię.
- Masz w sobie moc chłopcze, ale do prawdziwego Sitha ci jeszcze daleko – spokojnym głosem wypowiedział to Łysy, po czym odepchną mnie tak, że padłem na swój tron, wypuszczając Kurta z kleszczy mocy. Kurt od razu chwycił swój miecz świetlny i rzucił się na mnie, ja długo się nie zastanawiając odskoczyłem unikając jego szarży i pierwszych ciosów i wyciągnąłem swój miecz. Walka się rozpoczęła, Kurt atakował rytmicznie raz za razem, jego ciosy nadchodziły to z lewej to z prawej tak szybko, że się dziwiłem, że jestem wstanie je parować, parę razy próbowałem przejąć inicjatywę i przejść do ofensywy, ale każdą moją sztuczkę przewidywał od razu i unikał ją z łatwością. W pewnym momencie Kurt zamarkował trzy ciosy pod rząd, po czym wykonał piruet perz lewe ramię, zaskakując mnie tym zupełnie, w ostatniej chwili zrobiłem unik, dzięki, czemu jego cios nie rozpłatał mnie na pół, a tylko drasną w lewe ramię.
Znowu zaczęła się wymiana ciosów, Kurt wiedział, że mam osłabione lewe ramię i specjalnie atakował od lewej strony. Zebrałem się i wykonałem serie ciosów, które poskutkowały, końcu przejąłem inicjatywę, mogę przejść do ofensywy. Rozpocząłem atakować go w zmiennym rytmie na cztery, trzy, cztery, trzy, dwa… co go zupełnie wytrąciło z rytmu i zaczął się gubić. Moje ciosy spadały na niego coraz szybciej i szybciej, wiedział, że jeśli czegoś zaraz nie wymyśli to przegra. Nagle odskoczył ode mnie i pojawił się na jego twarzy wyraz wściekłości i skupienia, pociekła mu krew z nosa i z wrzaskiem rzucił się n mnie. Jego prędkość i siła ciosów była zadziwiająca, był wściekły i atakował mnie z nieopanowaną furią, postanowiłem to wykorzystać, odskoczyłem, lekko się chwieją udając, że to jego siła ciosu mnie odrzuciła i zachwiała. Na jego twarzy pojawił się niewyraźny, skrzywiony uśmieszek, skoczył na mnie z uniesionym mieczem wkładając to całą siłę, jaką dysponował, na to czekałem, w ostatniej chwili uniosłem miecz w górę, a on nie mogąc już powstrzymać swojego ataku nadział się z całym impetem na niego. Miecz wypadł mu z dłoni, na jego twarzy pojawił się wyraz strachu, zwątpienia i skonał padając na posadzkę sali tronowej.
Zwróciłem się w stronę Łysego, który przyglądał się całemu zajściu.
- teraz na ciebie kolej śmieciu – wydusiłem przez zęby.
- nie sądzę – odparł.
Skoczyłem na niego atakując od góry, ale pamiętając żeby nie popełnić tego samego błędu, co Kurt. Odsuną się do tyłu unikając mojego ciosu, wyciągną miecz i łatwością sparował moje najzmyślniejsze ataki, przyciągnąłem do siebie miecz, który leżał obok ciała Kurta i atakowałem obydwoma. W pewnym momencie sparowałem jego atak jednym mieczem i odskakując ciołem na odlew, o dziwo zamiast odskoczyć to wręcz przeciwnie przysunąłem się bliżej do Łysego, mój cios został z niewiarygodną szybkością i gracją odbity jego mieczem, praktycznie w tej samej chwili zauważyłem kątem oka jego pięść, która uderzyła mnie w głowę, straciłem przytomność.
Obudziłem się w jakimś dziwnym pomieszczeniu, leżałem na łóżku, nigdzie nie było okien, w pokoju był tylko niewielki stolik przytwierdzony do ściany i malutka komoda. Wstałem, byłem ubrany w dziwne ubranie, wygodnie leżało na mnie i w żaden sposób nie krępowało moich ruchów, miało nawet specjalnie doszytą i dopasowaną osłonę żebym mógł zakryć twarz. Podszedłem do drzwi były jakieś dziwne nie było na nich klamki a ni nie dało się ich pchnąć ani przesunąć, o bok nich znajdował się szereg przycisków w różnych kolorach - coś mi mówiło żeby je wcisnąć – wybrałem na chybił trafił i drzwi się otworzyły na zewnątrz był korytarz, który prowadził w lewo i prawo. Poszedłem w prawo po przejściu kilku metrów doszedłem do następnych drzwi, które też były beż klamek, nacisnąłem przyciski, które znajdowały się obok w te samej kombinacje jak to zrobiłem przy drzwiach w moim pokoju, drzwi otworzyły się z sykiem a mym oczom ukazało się duże pomieszczenie z wieloma szafami, na których mrygały w różnych kolorach rzesze lampek, w pomieszczeniu było jedno duże okno, przy którym stał Łysy, z którym walczyłem, odwrócił się do mnie i powiedział:
- podejść tu chłopcze - ja podszedłem – spójrz przez okno – ukazał mi się widok nocnego nieba i zielono błękitna planeta wyglądała tak jak astronomowie i nieliczni podróżnicy z poza Glabar opisywali świat, na którym się wychowywałem – to jest jedna z kilku planet, którą władamy i jest ich coraz więcej, bo nasza siła, moc wciąż rośnie i ty od teraz jesteś z nią nierozłącznie związany.
-Tak Panie…



Cytaty zaciągnięte z:

Robert Fulghum, praca nieznana
Krzysztof Kudzia praca, „Sumienie Dar Boży”
Frank Herbert, „Diuna”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wampir66
Administrator



Dołączył: 19 Kwi 2006
Posty: 358
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: skądinąt

PostWysłany: Wto 6:55, 01 Sie 2006    Temat postu:

Jedna z najlepszych historii postaci jaką czytałem, a czytałem ich sporo Smile
Jest kilka błędów ale tego się nie uniknie, w większości bardzo mi się podoba Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum sesje RPG Strona Główna -> Twórczość forumowiczów Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Elveron phpBB theme/template by Ulf Frisk and Michael Schaeffer
Copyright Š Ulf Frisk, Michael Schaeffer 2004


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin